Czerwiec to taki męczący miesiąc. Właśnie się kapnęłam, jak mało w tym miesiącu pisałam. Nikt nie tęsknił więc nic się nie stało.
Czerwiec to miesiąc urodzin mojego męża, dzieci, mamy. Dużo imprez, dużo przygotowań. Prezenty, torty.
Koniec roku w przedszkolu i odwieczne pytanie co dalej? Gdzie "upchnąć" dzieci na wakacje, która babcia się odważy i uwolni nas choć na chwilę...?( z tym u nas kiepsko ;)).
Czerwiec to finałowe mecze w klubie malucha, dyplomy, medale. Dziwne, że medali nie dostają rodzice, bo przecież gdyby nie ich poświęcenie i jeżdżenie co tydzień, maluch nigdy nie dotarłby na zajęcia..
Koniec wczesnego wspomagania, spotkania podsumowujące.
Przedstawienia w przedszkolu, pikniki, wycieczki. I tak razy 3...
W pracy sezon urlopowy rozpoczęty na dobre, mundial, pikniki rodzinne.
Coweekendowe wycieczki za miasto, muzeum lotnictwa, wioska indiańska, ZOO, parki, Błonia, Kopiec Kościuszki, spacery, zabawa w ogródku, nowa piaskownica i dmuchany zamek z Lidla, parki rozrywki, lody, grające karuzele,każda po 2 złote..
Nawet nie wiem kiedy przeleciał mi ten miesiąc, wiem tylko, że dobrze, że do wypłaty niedaleko ;).
Komentarze
Prześlij komentarz