Przejdź do głównej zawartości

Smile for camera


Już kiedyś wspominałam, że uwielbiam zdjęcia. Niekoniecznie takie, na których jestem ja, ale te dziecięce, rodzinne. Moje dzieci miały już w swoich krótkich życiach, conajmniej 7 sesji :). Noworodkowe, świąteczne, urodzinowe, letnie. To tylko te profesjonalne, oprócz tego mają jeszcze dużo zdjęć "z życia". 
Gdyby zdjęcia mogły mówić...na szczęście pozostają nieme, a ich oglądanie nie musi wiązać się z obciachem porównywanym do tego przy projekcji filmu z wesela ;)...
Nasze sesje, choć piękne i niepowtarzalne, do tej pory były przykrym doświadczeniem. 

Schemat zawsze ten sam. Ja spocona, przejęta, latająca od dziecka do dziecka, próbująca jedną ręką trzymać dziecko, drugą poprawiać sukienkę, nogą blokując przejście dla znudzonego syna. Mąż znudzony, wściekły, że wydajemy pieniądze. Dzieci, cały dzień trzymane w sterylnych warunkach dziwnym sposobem umazane czekoladą, kolana czarne jakby nigdy wody nie widziały, włosy rozwiane, glut pod nosem. 
Chłopaki przejęci, krzyki, radość, ekscytacja...płacz córki...
Tak jakby miała alergię na braci, na fotografa, na całą tę sytuację. 
Jestem w stanie zrozumieć jej reakcję, za dużo ludzi, za dużo atrakcji, ciągle coś się zmienia, każą stawać nie tak a inaczej, coś błyska w twarz. Niezrozumienie sytuacji budziło reakcję obronną, krzyk, agresję, płacz, histerię. I tak w kółko...
Po co robiłam te sesje, zapytacie. Przecież narażałam dziecko i siebie na nieprzyjemności, a skoro już się zdecydowałam to moja wina i nie powinnam jęczeć.
Nie do końca sie zgodzę, nie mogę odebrać wspomnień chłopakom, nie mogę zamknąć całej rodziny na 4 spusty i nigdzie nie wychodzić bo 1 członek rodziny tego nie chce. 
Dlatego piszę to wszystko? Bo w ostatni piątek stał się CUD!. Sesja spontan, 1 wiadomość na Facebooku i byłyśmy u znajomej fotografki. Pierwsze 2 minuty przypominały starą, zdartą płytę. Płacz, jęki i...nagle moje wiecznie niezadowolone dziecko z miną jakby chciała nas zabić, zaczęło POZOWAĆ! A to na krzesełku, a to pije z kubeczka niewidzialną kawkę, siedzi na przyjęciu u misiów. 
NIE TO DZIECKO! Słyszałam od fotografki, babć i innych podziwiających nasze zdjęcia.
Nie to a może właśnie TO!?! Może taka jest moja córka???
Może jak już oswoimy ten cholerny autyzm, będę miała pogodną, wesołą córkę z największym i najszczerszym uśmiechem :)?.


Nie poddawajcie się, nie zniechęcajcie. Kiedyś coś pęknie, kiedyś będzie lepiej...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak nauczyć autystyczne dziecko korzystania z toalety

Jak świat wielki i szeroki, problem odpieluchawiania dotyczy każdego! Każdy z nas kiedyś wyszedł z tetry i powędrował w kierunku toalety... Brzmi romantycznie, ale korzystanie z toalety z romantyzmem niewiele ma wspólnego ;). Bycie matką autystycznego dziecka nie jest łatwe. Trzeba wiele czasu i cierpliwości by osiągnąć choćby najmniejszy cel. Coś co dla matek zdrowych dzieci jest niczym trudnym, dla mnie jest kamieniem milowym na miarę człowieka na księżycu.

Ciągle źle

S Oj dawno mnie tu nie było... Nie, nie oznacza to faktu, że nic się nie dzieje i nie ma o czym pisać. Działo się i dzieje wciąż tyle, że ciężko to ubrać w słowa. Zmiana pracy, nowy dom ( o czym w innym poście), liczne wizyty u specjalistów, sama nie wiem od czego zacząć. Ale dziś nie o tym, dziś po dłuższej przerwie chce sobie troszkę pojęczeć Nad sobą, nad losem rodziców dzieci jak moje.  Bycie matką to ciągłe rozterki, dylematy, pytania bez odpowiedzi...takie życie w szpagacie między domem a światem. Wciąż spóźniona, wciąż w biegu. I wszystko po łebkach. Sprzątanie, gotowanie raz w tygodniu, zajęcia, nawet wieczorne czytanie bajek. Wszystko z zegarkiem w ręku.  Chciałabym więcej czasu poświecić dzieciom, czytać im, bawić się, rysować i słuchać ich opowieści.  Ale nie mam czasu.. Chciałabym jeździć z Milą na terapie, turnusy rehabilitacyjne i ćwiczyć codziennie zadane w przedszkolu prace domowe... ale nie mam czasu Nie dla mnie terapie o15 bo o 15 wychodzę z

2020 czyli życie w czasach zarazy

 Ten rok miał być magiczny w końcu nie co roku zdarza się taka data 2020. Miało być dużo dalekich, szalonych podróży, dzieci na wakacjach u teściów, wolność :)  Cóż jak to mówią „ powiedz Bogu o swoich planach”  sama się sobie dziwię, że miałam tyle planów bo zwykle ich nie robię. Życie mnie już tyle razy zaskoczyło albo wykiwało, że zrozumiałam, że jedyną pewną jest zmiana i niewiadoma... Co z mych planów jest  prawdą, chyba nie muszę mówić bo każdy wie.  Jakbym mogła podsumować ten rok to: wszy w przedszkolu, lockdown, tydzień wakacji, miesiąc przedszkola, kwarantanna i...? Co dalej kolejny lockdown!? Już straciłam wiarę, że ten rok przyniesie nam coś fajnego i chyba ogólnie wolę, żeby nic nie przynosił :)  Ten rok to rok próby dla,całej naszej rodziny, naszego małżeństwa z 10 letnim już stażem, to rok próby dla mojej córeczki. Rok bardzo zmienny, z przerwami w rehabilitacji.  Póki co muszę powiedzieć, że jestem z niej bardzo, bardzo dumna. Szybko zadomowiła się w nowym domu, w sumie