2 lata temu moja córka panicznie bała się oceanu, bała się szumu rozbijających się o brzeg fal. Nie znosiła dotyku piachu, widoki plaży. Każdy spacer w pobliżu wody wywoływał histerie, nie opanowany krzyk, strach.
Potrafiła rozpoznać drogę wiodącą nad ocean, wiedziała, w która stronę trzeba skręcić, z odległości 500 metrów wyczuwała zbliżającą się wodę.
Rok temu to się zmieniło, biegła chętnie do oceanu i godzinami mogła stać w sięgającej jej po szyje, wodzie trzęsąc się przy tym jak osika.
Było to zabawne, ale i niebezpieczne. Nie było strachu, nie było samokontroli czy poczucia zagrożenia. Nie potrafiła rozpoznać niebezpieczeństwa, nie rozumiała, że pędząc do wody może zginąć, utopić się. Cały czas ktoś musiał koło niej stać, pilnować, siłą wyciągnąć z wody.
W tym roku było inaczej. Były godziny zabawy, napełniania wiaderka z wodą, budowanie tamy, zabawa z dziećmi. Była zabawa w wodzie, ale tylko do kolan, przy brzegu. Nawet gdy woda porwała wiaderko, spokojnie wyczekała, aż do niej wróci.
Była radość, zabawa, współpraca i bezpieczeństwo. Nikt nie musiał pilnować by nie uciekła, by nic się nie stało.
Nie było strachu przed ludźmi, przed piaskiem i jego teksturą.
Były wakacje, radosne wakacje nad oceanem :).
Komentarze
Prześlij komentarz