Jako mała dziewczynka, byłam zapatrzona w moją mamę. Chciałam być kiedyś dokładnie taka jak ona, nosić te same ubrania, pić mocną liściastą herbatę i palić Wiarusy (tak mamo, wciąż pamiętam, że paliłaś :P).
Uwielbiałam zakradać się do szafki z butami i mierzyć te wszystkie szpilki, czółenka, sandałki. W tajemnicy grzebałam w szkatułkach z biżuterią, wydłubując z kolczyków te wielkie, błyszczące kamienie, w które potem stroiłam moją Barbie ;). Pamiętam ten dreszczyk emocji połączony ze strachem gdy mama szukała czegoś w tych szkatułkach...czy zauważy, że czegoś brakuje?.
Uwielbiałam chodzić z mamą do sklepów, do jej koleżanek, do kawiarni. To był "nasz czas", czas mamy i córki.
Gdy okazało się, że będę miała córkę od razu wyobraziłam sobie nasze wspólne życie. Będziemy razem chodzić do cioć, kupimy sobie te słodko-pierdzące tiulowe spódniczki i będziemy jak siostry...
Nigdy nie przypuszczałam, że zamiast do kawiarni, będziemy chodzić na terapie, że zamiast płakać na "Krainie Lodu", będę płakać w poczekalni do lekarza, a ona nawet tego nie zauważy...
Jest mi przykro, że nie możemy być po prostu mamą i córką, tak zwyczajnie.
Jest mi przykro, że nie wiem co siedzi w główce tej małej osóbki, bo przecież nie może mi tego powiedzieć.
Jest mi przykro, że zamiast bawić się lalką, może godzinami obserować przesypujący się piasek, że zamiast tańczyć woli chodzić po domu bez celu.
Jest mi przykro, że nie zwraca uwagi na to jak wygląda, gdzie jest, co robi.
Jest mi przykro, że nie biegamy razem po parku i nie śpiewamy "Fasolek", że nie zadaje mi tysiąca pytań, że zamiast całować-gryzie, zamiast tulić-drapie...
Może kiedyś... ?
Wierzę < 3
Wierzę < 3
Komentarze
Prześlij komentarz