Przejdź do głównej zawartości

Rozumiem

Do napisania dzisiejszego postu skłoniły mnie inne blogerki - matki. Różne i w rożny sposób czasem zupełnie odmienny.
Bo macierzyństwo jest ciężkie, męczące i w 90% to orka na ugorze, a nie różowo tęczowe kucyki pony rzygajace tęczą. 
Chyba takie matki i ich słodko pierdzące blogi wkurzają mnie najbardziej. Najchętniej poszłabym do każdej z nich i dała w twarz, ale najpierw sprawdziłabym ile prawdy jest w ich instagramowych życiach. 
Oczywiście, cuda się zdarzają, najczęściej przy jednym dziecku, najlepiej dziewczynce. Takie matki rzeczywiście mogą nie znać życia. Mają te swoje różowe księżniczki, falbanki, sranki i się cieszą. Pewnie ich dzieci zasypiają o 19 i śpią do rana od 3 miesiąca życia. Nie ząbkowały, same się odpieluchowiły jak tylko stanęły na własnych nogach co by się matka nie fatygowała i nie nosiła pieluchy sama. 
Takie matki mają te swoje różowe blogi i robią recenzje kolejnych różowych gadżetów do wózka. Aha! Bo one w parku mogą sobie siedzieć i lansować tymi gadżetami i wkur takie matki jak ja. 
Bo ja w parku od 5 lat nie siedziałam. Najpierw pchałam ten cholerny wielki jak czołg wózek w te i we wte byle się dzieci nie obudziły. Bo atak kolki, bo krzyk taki, że cały park się gapił, ale nikt nie pomógł...
A potem 2 wózek. Z czasem biegi w 3 różnych kierunkach, za każdym dzieckiem z osobna. 
Drugi typ matek, bliższy memu sercu, to matki, męczennice ( niezle to brzmi). No dobra, matki realistki. Matki, które swoje przeżyły i wiedzą co mówią. Matki, które nie zakładają białych spodni bo już dawno porzuciły nadzieję na życie po...dzieciach. A nawet jak kiedyś będą mogły te spodnie założyć to i tak nie wejdą. No życie!...
Od 5 lat walczę z depresją, mniejszą lub większą. Raz wygrywam, raz leżę na deskach. 
Moje dzieci, choć bardzo je kocham, są trudne. Rzekłabym okrutne. Wiadomo, jest ich 3 w tym samym wieku. Wiadomo, na świat się nie prosiły. Ale niestety potrafią sprawdzić, że i ja się już o życie nie proszę.
Nie, nie żal mi "życia" w sensie imprez czy wolnego czasu. Imprez nigdy nie lubiłam, a czasu wolnego nie miałam bo zawsze sobie go zapchałam do maksimum.  
Moje dzieci nie zabrały mi więc nic namacalnego. Wiadomo, może czasem pospałabym sobie dłużej w łóżku, przeczytała książkę czy poleżała w wannie, ale nie jest to sens mojego życia. 
Mimo trójki dzieci, znajduję czas na siłownie czy bieganie, realizuję swoje pasje.
Czego więc nie mam, a co mają bezdzietne koleżanki? ŚWIĘTY SPOKÓJ! 
Już nie pamiętam kiedy się nie denerwowałam, kiedy nie krzyczałam. Bo moje dzieci każdego dnia doprowadzają mnie na skraj wyczerpania nerwowego. Swoimi krzykami, bitwami, pomysłami. 
W moim domu cisza jest tylko kiedy wszyscy śpią, a to nie jest takie oczywiste biorąc pod uwagę, że mam chorą córkę, która wciąż budzi się z krzykiem i lunatykuje.
Czy to normalne, że ja nie tęsknie za moimi dziećmi?! A weekendów boję się jak diabeł święconej wody?. Kiedy inni odliczają dni do piątku, ja odliczam te do poniedziałku?. Nie lubię weekendów bo dla mnie to czas ciągłej pracy, bez ani chwili odpoczynku, ciszy, bez przerwy na kawę czy lunch. To taka praca, która nie ma końca i za którą NIGDY nie usłyszę dobrego słowa. 
Tak! Moje dzieci są rozpieszczone, mają wszystko, bo chcę im dać to czego ja nie miałam, ale kompletnie tego nie doceniają.
Od 5 lat pracuję na 3 etaty i nigdy nie dostałam wynagrodzenia. 
Jestem złą matką, bo krzyczę, bo nie mam cierpliwości, bo nie jestem jak moja szwagierka z 1 zdrowym dzieckiem. Choćbym stanęła na głowie, to ona, nie ja, jest wzorem matki...
I tak sobie żyję, a raczej wegetuję w oczekiwaniu na...
Na to, że moja córka zacznie mówić
Na to, że chłopaki przestaną się bić, krzyczeć, biegać i niszczyć wszystko co mam w domu
Na to, że zaczniemy z mężem rozmawiać, a nie krzyczeć, przekrzykując nasze dzieci
Na to, że polubię jeszcze kiedyś swoje życie i podziękuję Bogu za to, że dał mi dzieci...
Nie zazdroszczę niczego bezdzietnym znajomym, wybrali życie, wolność, białe dywany, podróże.
Nie zazdroszczę pieniedzy, pieknych rzeczy.

Zazdroszczę ludziom zdrowych córek i grzecznych synów. 
I ROZUMIEM tych którzy wybrali inaczej!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...