Przejdź do głównej zawartości

Jeszcze koniec pomóż czekaj

Dawno nie pisałam... 
Ostatnio dużo się dzieje niekoniecznie wokół autyzmu. Chłopcy wyjechali na wakacje do babci, a my walczymy z codziennością.
„Jeszcze koniec pomóż czekaj” to nie tylko zbitka dziwnych, krótkich słów.
To zestaw słów, które zna moje dziecko i którymi do nas „mówi”.
Nie, nie mówi werbalnie, a posługując się językiem pseudo migowym.
Jeszcze nie migowym, ale mówi do nas rączkami.
Tylko tyle, ale dla nas AŻ tyle! Dzięki temu wiemy czego chce nasza córka, co jej się podoba, na co ma ochotę i w czym potrzebuje naszej pomocy.
Do tego dochodzą obrazki i w zasadzie możemy sobie nawet „porozmawiać”
Odkąd Mila posługuje się alternatywną mową jest spokojniejsza. Wie, że ma jakieś narzędzie do komunikacji, że jest w stanie nam coś przekazać. 

Od początku terapii minęły 3 lata, wtedy myślałam, że dziś będziemy już mieli „normalne” dziecko.
Niestety terapia to długa droga, kręta i w większości pod górkę.
Dziś widzimy postępy, ale nie odpuszczamy i wciąż walczymy o mowę.
Od września planujemy zintensyfikować zajęcia z logopedą. Walka trwa! 
Trzymajcie kciuki :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...