Przejdź do głównej zawartości

Dobrze, że Was mam

Ten post powinnam pewnie była napisać w dzień matki. Wtedy byłoby bardziej światowo bo wtedy warto podzielić się zdjęciem pociech/y i podpisać je jakimś mądrym cytatem.
No cóż, do mody mi daleko jak widać z wiekiem coraz bardziej ;).
Temat w zasadzie nasunął mi się podczas spotkania grupy wsparcia, na którą chodzę.
Choć chyba już tej grupy nie potrzebuję bo już dawno „pogodziłam” się z losem to jednak pozwala mi ona spojrzeć na swoje życie troszkę z boku. I co zabawne...poczuć się lepiej. Nie, nie chodzi mi o typowo polskie podejście, że nieważne jak mi jest byle sąsiadowi było gorzej ;).
Czasem po prostu warto spojrzeć na siebie oczami innych, posłuchać swoich myśli wypowiedzianych przez drugą osobę.
I właśnie podczas jednego z tych spotkań pomyślałam sobie DOBRZE, ŻE WAS MAM, moje dzieci, moja trójka!
Choć czasem jest trudno, a zwykle nawet cholernie cieżko. Choć przez 5 lat wydałam na pieluchy chyba milion złotych, a może i euro. Choć nie spałam przez 4 lata. Choć zdarłam głos tłumacząc, odpowiadając na setki pytań a czasem krzycząc...
Choć padam na twarz i każdy dzień wydaje mi się dniem świstaka.
Choć nienawidzę weekendów bo kojarzą mi się ze staniem w kuchni, robieniem 3 różnych śniadań i kolacji i gotowaniem 5 różnych obiadów bo MOŻE coś, któreś z Was zje...
Choć weekend już dawno nie jest odpoczynkiem a męką i modlitwą by Bóg zabrał mi słuch a w zamian dał pokłady cierpliwości.
Choć gdybym Was nie miała, żyłabym sobie w luksusie, jeździła Lexusem a na wakacje pojechała na wymarzoną Kubę, a w weekend spała do 13ej...
Cieszę się, że mam więcej dzieci.
Po pierwsze, wiem, że mają siebie i mam nadzieję, że nigdy o tym nie zapomną.
Bo mam nadzieję, że będą dbać o swoją siostrę. Choć ciągle marzę, by nie potrzebowała niczyjej pomocy.
Choć wiem, że mając jedno autystyczne dziecko miałabym więcej czasu na terapie, może więcej pieniędzy i cierpliwość, to cieszę się, że mam jeszcze zdrowe dzieci.
Że mogę iść na przedstawienia, płakać ze wzruszenia i śmiechu patrząc na ich występu.
Że mogę sobie z nimi porozmawiać, odpowiedzieć ma tysiąc pytań, słuchać jak przekręcają słowa lub nawzajem się pouczają. 
Każde moje dziecko daje mi coś innego. 
Córka sprawiła, że stałam się bardziej empatyczna, wrażliwa na ludzką krzywdę. Dzięki niej nigdy nie będę korposzczurem, karierowiczem. I nie tylko dlatego, że nie mogę siedzieć w biurze do północy bo przedszkole zamykają o 4...
Dzięki niej przewartościowałam swoje życie, wiem, że pieniądze to nie wszystko, a żadna kariera czy profity nie ucieszą tak jak to kiedy pokaże mi oko czy nos.
Dzięki niej  umiem doceniać najmniejsze rzeczy, rzeczy na które pewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi...
Chłopaki za to dają mi namiastkę normalnego życia, macierzyństwa, które nie jest tylko terapią, ciszą przeplataną z wybuchami agresji. Potrafią sprawić, że czuję się piękna i wyjątkowa gdy na mnie patrzą, mogę sobie z nimi tak „zwyczajnie” porozmawiać.
Wiem, że wiele matek autystycznych dzieci boi się mieć więcej dzieci. Boją się kolejnych autystyków czasem boją się, że nie będą mieć czasu na „chore” dziecko bądź wystarczającej cierpliwości dla kolejnego.
Nie mi oceniać, pewnie gdybym wiedziała, że jest takie ryzyko, sama bym się zastanawiała. U mnie na szczęście dzieci pojawiły się „hurtowo”, jeszcze przed diagnozą.
 I DOBRZE...
Każde z nich jest inne, ale każde na swój sposób wyjątkowe. Nie zamieniłabym żadnego z nich.
Tak dzieciaki, DOBRZE, ŻE WAS MAM!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...