Przejdź do głównej zawartości

Lęk przed oceanem

2 lata temu moja córka panicznie bała się oceanu, bała się szumu rozbijających się o brzeg fal. Nie znosiła dotyku piachu, widoki plaży. Każdy spacer w pobliżu wody wywoływał histerie, nie opanowany krzyk, strach.
Potrafiła rozpoznać drogę wiodącą nad ocean, wiedziała, w która stronę trzeba skręcić, z odległości 500 metrów wyczuwała zbliżającą się wodę.
Rok temu to się zmieniło, biegła chętnie do oceanu i godzinami mogła stać w sięgającej jej po szyje, wodzie trzęsąc się przy tym jak osika.
Było to zabawne, ale i niebezpieczne. Nie było strachu, nie było samokontroli czy poczucia zagrożenia. Nie potrafiła rozpoznać niebezpieczeństwa, nie rozumiała, że pędząc do wody może zginąć, utopić się. Cały czas ktoś musiał koło niej stać, pilnować, siłą wyciągnąć z wody.
W tym roku było inaczej. Były godziny zabawy, napełniania wiaderka z wodą, budowanie tamy, zabawa z dziećmi. Była zabawa w wodzie, ale tylko do kolan, przy brzegu. Nawet gdy woda porwała wiaderko, spokojnie wyczekała, aż do niej wróci. 
Była radość, zabawa, współpraca i bezpieczeństwo. Nikt nie musiał pilnować by nie uciekła, by nic się nie stało. 
Nie było strachu przed ludźmi, przed piaskiem i jego teksturą.
Były wakacje, radosne wakacje nad oceanem :).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...