Przejdź do głównej zawartości

Thank God for A


Kiedyś znajoma powiedziała mi, że każde dziecko jest cudem, ale niektóre to dar od Boga. 
Takim darem jest mój najmłodszy synek. Przyszedł na świat w najlepszym dla siebie momencie, przed diagnozami, przed wyrokiem. Przyszedł w JEDYNYM dobrym momencie gdyż dziś nie zdecydowałaby się na dziecko wiedząc, a raczej obawiając się, że może mieć autyzm..
Brutalnie, wiem, ale bałabym się i nie chciałabym przeżywać  tego po raz kolejny. 
A urodził się o czasie w zasadzie dzień przed planowana cesarką zaczął się przygotowywać do wyjścia i gdyby nie CC pewnie urodziłby się w galerii na zakupach ;). 
Był duży ( choć malutki ), karmiony piersią przez prawie rok, przyklejony na stałe do mamusi. 
Dał mi i daje każdego dnia tyle ciepła i miłości, nikt nie cieszy się tak jak on gdy wracam do domu. Nieważne czy wracam po kilku godzinach nieobecności czy 2 minutach.
Wielbi swojego brata, w którego jest zapatrzony jak w obrazek, ubóstwia i szanuje swoją siostrę. 
Uczy się, chłonie wiedzę, powtarza, naśladuje. Z dziecięcą naiwnością i ciekawością obserwuje świat  pokazując mi jego nowe, nieznane i zapomniane oblicze. 
Dał mi siłę, radość, pokazał, że macierzyństwo może być fajne, lekkie i przyjemne.
Uczy się mówić, jest dzieckiem, tylko i aż, nie chodzi na terapie, a na piłkę, lubi się bawić ma pełno przyjaciół, jest lubiany choć psoci.

Jest taki „normalny”, taki zwykły i w tej zwykłosci tak niezwykły.

Sto lat synku :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...