Przejdź do głównej zawartości

Rezygnujemy z logopedy



Rezygnujemy z prywatnych zajęć z logopedą. Zajęć, na które jeździłam z córką od ponad roku, zajęć płatnych, z ponoć najlepszym logopedą.
Zajęć, które oprócz straty czasu i pieniędzy nic nam nie dały...NIC!.
Ta decyzja dużo mnie kosztowała, świadomość  rezygnacji niesie ze sobą poczucie porażki, poczucie poddania się.
Bo tak. Na tę chwilę się poddaję, nie chcę dłużej walczyć z wiatrakami, nie czuję sensu, nie widzę nadziei. 
Nie jest to pesymizm, raczej twardy, zimny racjonalizm. Góry nie przeniosę, z pustego nie naleję. 
W podjęciu tej decyzji pomogły mi obecne korki w naszym mieście, od 4 tygodni zamiast na 15tą, przyjeżdżałam z córką o 15:30. 
Z godzinnych zajęć, zostawało pół godziny. Z czego 20 minut moja córka płakała. 
W zasadzie nigdy nie czuła się tam dobrze, zawsze stawiała opór, krzyczała, czasem była agresywna. 

Pomogła mi też postawa naszej logopedki, ona teź się poddała i wyraźnie dawała mi odczuć, żebyśmy sobie poszły. Cóż, dla niej to też porażka, już nie będzie mogła mówić o 100% pozytywnych wyników. Nie udało się nauczyć mówić. Kto chce patrzeć na porażkę? No wiec, odchodzimy.
Zaczynam się godzić z myślą źe moje dziecko nie będzie mówić. 
Może przyswoimy język migowy, kto wie?. Świat pełen jest ludzi głuchoniemych, którzy jakoś funkcjonują w naszym świecie, nawet całkiem nieźle. 
Moja córka słyszy, rozumie co się do niej mówi. A, że sama nie potrafi,trudno...

Zaakceptowałam tę myśl, choć nie zgadzam się z nią. 
Mam też świadomość, że nie każdego można nauczyć pewnych ręczy, tak jak ja, nigdy nie nauczę się pływać. 
Czy fakt, że będę ją wozić na siłę na zajęcia, słuchać przez godzinę jak płacze, wydawać miliony, tracić czas, coś da?. Czy nie będzie na odwrót? Mowa będzie się kojarzyć z bólem, wysiłkiem, "męczarnią"?.
Tak, być może, moja córka, nigdy nie nauczy się mówić. 

Może nigdy, może nie teraz. Wielu jest autystów, którzy bardzo późno zaczynają mówić,  często w wieku 5, 6, 7 lat.
Może na wszystko w życiu jest czas u moment. 
Może ten moment nie jest nasz...jeszcze.


Ps. Oprócz prywatnych zajęć, ma rownież te w przedszkolu i realizowane  w ramach wczesnego wspomagania.
Wierzę, że jak coś ma pomóc to tak się stanie, a jak nie, to choćbym stanęła na głowie, nic to już nie zmieni. Muszę zacząć szanować również swoje zdrowie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...