Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego ja?

To pytanie zadaje sobie każdy kogo spotkało w życiu jakieś nieszczęście. Dla każdego nieszczęście ma inne oblicze, dla jednych to śmierć bliskiej osoby, utrata pracy, całego dobytku, ciężka choroba. Każdy ma inne życie i inne problemy i to co dla nas jest końcem świata, dla innych może być błahostka. Nie mi oceniać kto ma gorzej czy lepiej, nie mogę nikomu odebrać jego prawa do smutku, żalu, chciałabym żeby i mnie ktoś czasem wysłuchał i zrozumiał. 

Nie miałam łatwego życia, pewnie, że zawsze mogło być gorzej. Mam, a raczej miałam kochających siebie i mnie rodziców. Los niestety sprawił, że moje sielskie dzieciństwo skończyło się  w wieku 10 lat. Moja mama dwoiła się i troiła żeby zapewnić mi wszystko co mogła. Nie jeździłam na wypasione wycieczki czy wakacje, ale wiedziałam, że kiedyś sama sobie na to zapracuję i spełnię marzenia. Praca, mąż, przytulne mieszkanie, mały samochodzik i marzenie o dziecku. Miało być pięknie, okazało się być pięknie, ale inaczej. Nie obwiniam moich dzieci za to jakie jest moje życie, ale czasem zdarza mi się pytać losu "dlaczego ja!!?", dlaczego inni mają zdrowe dzieci, pieniądze? stać ich na zakup domów, samochodów, a ja nie mogę sobie na to pozwolić. Dlaczego zamiast iść do pracy, zarabiać i spełniać marzenia, muszę każde zarobione pieniądze odkładać na raty, terapie itp... Całe moje życie podporządkowane jest zajęciom córki, muszę tak układać dzień by móc zawieźć ją lub odebrać, by po jednych zajęciach zdążyć na kolejne. 
Kiedyś usłyszałam, że chore dzieci rodzą się "w dobrych domach", w rodzinach, które się nimi zajmą, będą kochać bezgranicznie i zrobią wszystko by zapewnić dziecku jak najlepszy byt.
Choć czasem mam wrażenie, że moje życie jest już skończone i przegrane, że nic już nie osiągnę, nic nie kupię, to jednak widzę światełko na końcu tego tunelu. Choroba nauczyła mnie empatii, dała pokorę, ale i nauczyła walczyć o swoje. Kiedyś mimo, że sprawiałam wrażenie bardzo pewnej siebie, w środku byłam miękka. Dziś jestem nie do ruszenia, nikt nie jest w stanie mnie złamać, może sprawić przykrość, wkurzyć, ale tylko na chwilę. Nie roztrząsam, nie przeżywam. Wyważę każde drzwi, jak trzeba, wejdę oknem. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
Mimo żalu, zniechęcenia, czasem opadniętych i podciętych skrzydeł, będę walczyć!. Chciałbym zapewnić mojej córcę wszystko co możliwe, by mogła prowadzić normalne życie.
Popłaczę w poduszkę, powkurzam się w duchu na los, czasem przeklnę a potem zacisnę zęby, udam, że to nie słyszę i nie widzę cudzych spojrzeń i zrobię swoje.
Jak żołnierz! Bez emocji! Byle do przodu, do celu!...
Z drogi!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...