W naszej „karierze” spotkaliśmy wielu lekarzy. Tych, co mają nas gdzieś i tych, zaangażowanych. Mam już chyba cały wachlarz nazwisk i adnotacje gdzie iść, a kogo unikać szerokim łukiem. Pediatrzy, alegrolodzy, laryngolodzy, psychiatrzy. I tak samo ze szpitalami, oddziałami. Wiem już chyba wszystko o naszej służbie zdrowia... niestety.
Jako dziecko lekarza pediatry, długo wierzyłam w lekarzy, w to, że kieruje nimi powołanie, a za motto obrali słowa przysięgi Hipocratesa... o ja naiwna!.
Lekarze pracujący z dziećmi powinni mieć specyficzne podejście, wrażliwość, ci pracujący z dziećmi niepełnosprawnymi powinni mieć jej więcej. Pracują z dziećmi, które mają deficyty a do tego obcują z rodzicami, którzy często sami potrzebują pomocy.
Mamy cudownych psychiatrów, specjalistów, osoby cierpliwe, ciepłe i wyrozumiałe. Niestety mamy też 1 Panią przyznaną nam niejako z urzędu.
Ośrodek dla dzieci z autyzmem, miejsce wyjątkowo trudne i ona... cała na czarno...
Nie, nie będę się tu nad nikim pastwić. Mam w sobie empatię i cierpliwość, której jej brakuje. Chciałabym tylko rozmowy, dialogu, pomocy może nawet odrobinę zrozumienia i wsparcia. A nie krzyku, oczerniania, obwiniania mnie za to, że córka DALEJ nie mówi czy nie korzysta z toalety.
Chciałabym, żeby lekarz oprócz wykonywania swojego zawodu był jeszcze CZŁOWIEKIEM.
Czy to ZA DUŻO?
Komentarze
Prześlij komentarz