Przejdź do głównej zawartości

Hipoterapia a autyzm


Hipoterapia to ciekawe zagadnienie. Zawsze się zastanawiałam co to może dać mojej córce. Rozumiem, że samo obcowanie ze zwierzęciem może mieć terapeutyczne właściwości, ale jakie?. W internecie znalazłam takie informacje:

Hipoterapia stosowana jest również przy zaburzeniach psychicznych i społecznych, takich jak: autyzm, zespół Downa, upośledzenie umysłowe, nadpobudliwość psychoruchowa, czy nerwice. Obcowanie ze zwierzęciem pobudza zmysły, a także pozwala na uczenie się nowych umiejętności — to daje pacjentowi samodzielność i możliwość współpracy z innymi. Nie da się ukryć, że hipoterapia to także prawdziwy relaks dla pacjenta – nowe doświadczenia, bliskość, zmieniające się krajobrazy – to wszystko sprawia, że z przyjemnością oddajemy się hipoterapii, nie traktując jej jako rehabilitacji, tylko jak świetnie spędzony czas.

Moja córka zaczęła przygodę z hipoterapią rok temu. Co 2 tygodnie jeździ do stadniny ze swoją grupą przedszkolną. 
Początki były trudne, zresztą wszystko co nowe nie jest miłe widziane. Myślałam, że będą to zajecia z małymi konikami, a zobaczyłam konie normalnych rozmiarów. Ja sama bym się bała nie zdziwił mnie zatem strach mojej córki. Adaptacja trwała długo, dobre pół roku. Nie pomogli terapeuci, ani moja obecność, ani nawet pomysły byśmy razem jeździły. Mila bała się nawet spojrzeć, bała się wysokości. Dochodziło do histerii, płaczu, gryzienia terapeuty. Nie było rady ze względu na bezpieczeństwo i spokój zwierzaka Mila nie mogła jeździć, spacerowała po parku, oswajała się z otoczeniem, zwierzakami. Pomału zaczęła karmić konie, czesać grzywy. 
Po wakacjach coś drgnęło, wsiadła i zaczęła coraz swobodniej czuć się w siodle. Teraz po prawie pół roku uwielbia poniedziałkowe wyprawy na konie. Widzę, źe ją to odpręża, relaksuje, wycisza.
Czy ma to jakiś zbawienny efekt i bez tego byśmy nie dały rady? Czy daje to cudowne efekty?.  Raczej nie, ale na pewno nie zaszkodzi, a chyba czasem o to głównie chodzi - żeby nie szkodzić, a świeże powietrze i kontakt z naturą to radość sama w sobie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dreams...

Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P

Ludzkie gadanie

Ona tak zawsze? Pyta kominiarz, który przyszedł do domu sprawdzać gaz i wywołał histerię u mojej córki. Czemu ona tak krzyczy? Pyta zirytowana sąsiadka, która przeklina moment naszego pojawienia się w bloku, a w lodówce trzyma szampana na nasze pożegnanie ;). Czy pani jest mamą tej dziewczynki, która tak ciągle płacze? Pyta osiedlowa pani sprzątająca wpatrując się na mnie jak na wyrodną matkę maltretującą dzieci. Niewychowane dziecko! Niech ją pani uciszy ! Cedzą przez zaciśnięte zęby, współpasażerowie w tramwaju, "ZAMKNIJ SIĘ!", dodaje miła babcia w bereciku, gdyby jej wzrok potrafił zabijać, już by nas nie było...

Po co matce praca?

Po co matce dziecka niepełnosprawnego praca?. Po co się jeszcze męczyć? Mało mamy pracy w domu?.  Tak to się już utarło w naszym społeczeństwie, że kobieta powinna się poświecić domowi i rodzinie, a to mąż - niczym jaskiniowiec, przynosi do domu zdobycze. Ojciec powinien, a wręcz musi, zarobić na dom, mieć dobrą i pewną pracę. Powinien zarabiać i realizować się w pracy. A matka? Do matki należy dom, pranie, prasowanie, opieka nad dziećmi. Społeczeństwo wybaczy matce brak stałego zatrudnienia, przecież zajmuje się domem. Niepracujący ojciec postrzegany jest jako leser, nierób, degenerat z piwem w ręku.  Nie zgadzam się ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem!. Dziś w dobie równouprawnienia ( a przynajmniej jego usilnej promocji ) matka i ojciec powinni dzielić się obowiązkami. Ojcu nie spadnie poziom testosteronu gdy rozwiesi pranie, a matka nie stanie się od razu babochłopem gdy pojedzie zmienić opony...