Zbyt ostro? nie sądzę...
Bo jak nazwać coś co od 2 lat niszczy całą naszą rodzinę?
co odbiera chęć do walki, do życia, co każdego dnia dogasza tlącą się iskrę nadziei...?!
Nie ma dnia żebym nie myślała, nie zastanawiała się, nie marzyła, a potem sama sobie te marzenia wybijała z głowy.
Czy moja córka będzie kiedyś "zdrowa" (bo przecież autyzm to nie choroba...?!), co będzie jak umrę? czy będzie miała "normalną" rodzinę? Choć gdzieś mam czy będzie miała męża i dzieci- ja po prostu chciałabym odejść z tego świata z przeświadczeniem, że zostawiam 3 fajnych, zdrowych, może nawet dobrze wychowanych ludzi, którzy mimo, iż będą się wspierać to będą niezależni, samodzielni.. Czy Mila taka będzie?
Każdego dnia myślę czy usłyszę jak mówi, czy kiedyś pójdziemy razem na zakupy jak "zwykłe" matka z córką? czy będziemy mogły pogadać, pokłócić się?
Czasem mam sny, że mówi, bawi się, jest taka jak inni. A potem się budzę i widzę, że tak nie jest.
Moje życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś, choć na zewnątrz uśmiechnięta, w oczach mam łzy.
Długo nie mogłam się pogodzić z faktem, że spotkało to moje dziecko, moją zdrową, śliczną, jedyną córkę!
Osobę, na którą egoistycznie "liczyłam" w przyszłości, bo przecież od zawsze wiadomo, że synów wychowujemy dla innych, a córkę dla siebie.
GŁUPIA, NAIWNA JA...
Każdego dnia nienawidzę tego cholernego wroga jeszcze bardziej! NIENAWIDZĘ!
Dlatego postanowiłam pisać tego bloga, by tu wyrzucić całą nienawiść, moje frustracje, nadzieję i jej brak. Może są jeszcze takie mamy jak ja, a może jestem jedyna i powinnam się leczyć... Bo autyzm mimo,że nie jest chorobą mojego dziecka, mnie doprowadził do choroby, do depresji, do problemów ze zdrowiem.
TAK, autyzm to mój WRÓG!
Choć los każdego dnia próbuje mnie złamać, podciąć, króciutkie już skrzydła i odebrać resztkę nadziei to nie odbierze mi marzeń! Marzeń o zdrowej szczęśliwej rodzinie, o pięknych świętach, o domu pełnym radosnych głosów moich dzieci... O domu... o swoich czterech kątach,z których nikt mnie nie wyrzuci, które mogę urządzić po swojemu i powiedzieć "wracam do domu"... Marzę o radości- nie płaczu, o śmiechu - nie krzyku, o tym by dzieci się razem bawiły, by się szanowały i wspierały kiedy mnie już nie będzie. Marzę o "normalnym" życiu, o pracy od 8 do 16, o zakupach w weekend, o wakacjach, o spacerach, o tym, by nie wiedzieć co to poradnie, diagnozy, wyniki, badania, terapie... Marzę o życiu... po prostu... I o tym by pranie się samo prało i prasowało :P
Komentarze
Prześlij komentarz