Operacja wycięcia migdałków u mojej córki to już pomału operacja porównywalna conajmniej do wylotu w kosmos, prędzej zamieszkamy na Marsie niż doczekamy się terminu.
Ostatnio stanęło na tym, że "mamy się modlić w oczekiwaniu na telefon ze szpitala". Niestety dobry Boże nie pomoże, modlitwa nie wystarczy, trzeba działać :/. Skoro w szpitalu pani doktor zadbała o to by nasz numer się zgubił, postanowiłam wybrać się z wizytą do ordynatora...prywatnie żeby nie było wątpliwości...
Miły, napewno milszy od rzeczonej pani doktor, no, ale co prywatna praktyka to nie szpital dla biedoty. Tu trzeba być milszym, bo nie przyjdą.
Pan doktor popytał, zbadał, potwierdził, że w szpitalu to się czeka kilka lat ( to kto ma terminy na marzec?!), zapisał leki i kazał przyjść na 1,5 miesiąca. "Wtedy zobaczymy jak efekty leczenia i pomyślimy co z operacją"...
Kolejne kilkadziesiąt dni czekania. Ile jeszcze? Dożyjemy?
Komentarze
Prześlij komentarz