Przejdź do głównej zawartości

błędne koło


Tak właśnie można nazwać naszą opiekę zdrowotną...albo jej brak :/.
Piątek to kolejny dzień mojej "przygody" ze służbą zdrowia. Zawsze powtarzam, że trzeba mieć zdrowie żeby chorować. Zdrowie i dużo czasu, cierpliwości, jedzenia i pieluch ;).
Zgodnie z poleceniem owej uprzejmej pani ze szpitala (z wcześniejszego posta), przyjechałyśmy do szpitala o 8. Na początek jedna, długa kilometrowa kolejka do okienka, ufff, o dziwo, nawet szybko poszło. Potem pierwsze piętro, oddział laryngologii i...kolejna kolejka. Zaczęłam się już przyzwyczajać i nawet czuć to, co nasi rodzice, w kilometrowych kolejkach za karpiem ;). 
Gdy, nareszcie, przyszła moja kolej, pani kazała mi czekać na "lekarkę z blond włosami", zero nazwiska, czy jakichkolwiek wytycznych, tylko te włosy... No bo przecież w szpitalu, w którym tego dnia było pewnie kilka tysięcy ludzi, jest tylko jedna lekarka z takimi włosami...no comment.
Siadłyśmy zatem w poczekalni, z nastawieniem, że długo stąd nie wyjdziemy, a może już nigdy?...
Jak polska tradycja, nakazuje, zaczęłam narzekać, bo w kolejkach najlepiej narzekać! każdy zadowolony, uśmechnięty głupek zostanie zlinczowany, a w najlepszym przypadku wrzucony na koniec kolejki - bo skoro się cieszy, to mu nie zależy i niech czeka.


Po godzinie czekania wchodzi ONA...cała na biało! Rzuciłam się niczym tygrys z nadzieją, że może uda mi się jednak kiedyś wyjść z tego szpitala. Nie ma szans, nie ma nas na liście...mamy czekać. Minęła godzina, potem kolejna, ja zdążyłam już wysłuchać 200 kolejkowych opowieści, o dzieciach, szpitalu, operacjach, o tym, jak migdał odrósł i znowu trzeba operować, a anestezjologów nie ma i po dwóch latach czekania, dziecko zostało przerzucone na kolejny rok. Z jedną matek zdażyłam się wymienić numerami telefonu i bystym spostrzeżeniem, że w tym szpitalu pacjent jest balastem, a matki tylko sztucznym, nikomu nie potrzebnym tłumem...
Po trzech godzinach czekania, po tym jak pani doktor przyjęła juz pół świata po tym jak święty Mikołaj przyszedł na oddział, Mila wypiła 3 soczki, ukradła kobiecie z wózka precla i wytraciłyśmy ostatnią pieluchę, postanowiłam działać!. A tu ZONK! Pani doktor poszła operować...wróci za godzinę... 
Po ponad godzinie wróciła, tym razem nie miała ze mną szans, weszłam do gabinetu i wymusiłam rozmowę, Pani doktor spojrzała w moje skierowanie NA CITO!, przerzuciła wyraźnie znudzony wzrok na mnie i wycedziła, powolnym głosem "kojarzę panią...rozmawiałyśmy przez telefon". Że co? ja z nią? chyba mnie z kimś pomyliła, pomyślałam..."proszę się do mnie zarejestrować...pozdrawiam..." 
TAK! to była ta wredna kobieta, z którą rozmawiałam w poniedziałek! teraz to już straciłam resztkę nadziei...
Poszłam się zarejestrować i...czekamy... 
Po 4,5 godzinie w całym hallu szpitalnym zostałyśmy tylko my dwie...DOCZEKAŁYŚMY SIĘ! 
Pani doktor zbadała córkę, poszłyśmy na badania uszu, potem kolejne i jesteśmy w gabinecie. 
DAJCIE NAM TERMIN OPERACJI! NA CITO!
Szanowna pani zajrzała w zeszyt i zaproponowała luty 2019.. na CITO w Prokocimiu to 14 miesięcy czekania!. No bo nie ma anestezjologów i pani doktor "choćby na głowie stanęła to nie może nam pomóc"...no chyba, że zdecydujemy się na zabieg w jej prywatnym gabinecie...za 3400 zł. Operują WSZYSCY z tego szpitala! FULL SERVICE! Nawet za tydzień! dodała z uśmiechem. 

CUDA Panie CUDA!

I co robić? czekać i być honorowym czy złamać się w imię zdrowia dziecka?
pytanie retoryczne...

DARMOWA służba zdrowia pozdrawia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak nauczyć autystyczne dziecko korzystania z toalety

Jak świat wielki i szeroki, problem odpieluchawiania dotyczy każdego! Każdy z nas kiedyś wyszedł z tetry i powędrował w kierunku toalety... Brzmi romantycznie, ale korzystanie z toalety z romantyzmem niewiele ma wspólnego ;). Bycie matką autystycznego dziecka nie jest łatwe. Trzeba wiele czasu i cierpliwości by osiągnąć choćby najmniejszy cel. Coś co dla matek zdrowych dzieci jest niczym trudnym, dla mnie jest kamieniem milowym na miarę człowieka na księżycu.

Ciągle źle

S Oj dawno mnie tu nie było... Nie, nie oznacza to faktu, że nic się nie dzieje i nie ma o czym pisać. Działo się i dzieje wciąż tyle, że ciężko to ubrać w słowa. Zmiana pracy, nowy dom ( o czym w innym poście), liczne wizyty u specjalistów, sama nie wiem od czego zacząć. Ale dziś nie o tym, dziś po dłuższej przerwie chce sobie troszkę pojęczeć Nad sobą, nad losem rodziców dzieci jak moje.  Bycie matką to ciągłe rozterki, dylematy, pytania bez odpowiedzi...takie życie w szpagacie między domem a światem. Wciąż spóźniona, wciąż w biegu. I wszystko po łebkach. Sprzątanie, gotowanie raz w tygodniu, zajęcia, nawet wieczorne czytanie bajek. Wszystko z zegarkiem w ręku.  Chciałabym więcej czasu poświecić dzieciom, czytać im, bawić się, rysować i słuchać ich opowieści.  Ale nie mam czasu.. Chciałabym jeździć z Milą na terapie, turnusy rehabilitacyjne i ćwiczyć codziennie zadane w przedszkolu prace domowe... ale nie mam czasu Nie dla mnie terapie o15 bo o 15 wychodzę z

2020 czyli życie w czasach zarazy

 Ten rok miał być magiczny w końcu nie co roku zdarza się taka data 2020. Miało być dużo dalekich, szalonych podróży, dzieci na wakacjach u teściów, wolność :)  Cóż jak to mówią „ powiedz Bogu o swoich planach”  sama się sobie dziwię, że miałam tyle planów bo zwykle ich nie robię. Życie mnie już tyle razy zaskoczyło albo wykiwało, że zrozumiałam, że jedyną pewną jest zmiana i niewiadoma... Co z mych planów jest  prawdą, chyba nie muszę mówić bo każdy wie.  Jakbym mogła podsumować ten rok to: wszy w przedszkolu, lockdown, tydzień wakacji, miesiąc przedszkola, kwarantanna i...? Co dalej kolejny lockdown!? Już straciłam wiarę, że ten rok przyniesie nam coś fajnego i chyba ogólnie wolę, żeby nic nie przynosił :)  Ten rok to rok próby dla,całej naszej rodziny, naszego małżeństwa z 10 letnim już stażem, to rok próby dla mojej córeczki. Rok bardzo zmienny, z przerwami w rehabilitacji.  Póki co muszę powiedzieć, że jestem z niej bardzo, bardzo dumna. Szybko zadomowiła się w nowym domu, w sumie