Dziś miał być mój egoistyczny dzień triumfu.
Dzień, w którym po pobudce o nieludzkiej porze, przybyciu do szpitala na równie nieludzką godzinę 6:30!, po miesiącach chorób, lekarzy i badań, miałam siąść i powiedzieć KONIEC!. Nareszcie udało mi się COŚ skończyć! Nareszcie koniec wiecznych infekcji, kataru po kolana, kilogramów chusteczek do nosa.
Nareszcie zrobiłam coś i doprowadziłam do końca.
Oczywiście stało się inaczej i dziś zaczynam od nowa :/. Z ta różnicą, że dziś już nie mam wiary w ludzi, ani nadziei na cud. Dziś po prostu robię swoje, to co muszę, jak robot, bez uczuć, bez emocji. Jak koń z klapkami na oczach, byle dalej, byle co przodu...po prostu.
Dzień zaczęłam od wizyty w szpitalu, by odebrać wyniki, ale zanim tam trafiłam, jadąc do przedszkola z córka cudem uniknęła stłuczki z delikatnie mówiąc, mało inteligentnym człowiekiem wyłączającym się do ruchu :/. Gdybym była nim, zaczęłabym dziękować Bogu za to, że spotkał mnie na drodze :/.
W szpitalu, odbierając wyniki w biurze zabiegów komercyjnych, zdążyłam wyrzucić moje skargi i zażalenia i powiedzieć co myślę i że NIE! nie przyniosę podpisanej w piątek umowy i NIE! nie będę tu dzwonić, ani przyjeżdżać i w ogóle nie chce już mieć z nimi nic wspólnego :/. Cóż, co na pewno mogę o sobie powiedzieć, to to, że macierzyństwo, a zwłaszcza choroba córki, spowodowały, że walę prosto z mostu. Zero sentymentów! Nie przepraszam, że żyję, wręcz przeciwnie - niech to inni żałują, ze mnie spotkali ;).
Wyniki odebrane, baby ochrzanione... no to od nowa :/.Wizyta u pediatry by dostać skierowanie na jutrzejszą wizytę u laryngologa ( tego samego, który dziś miał nas operować ).
I tak w kółko, do usrania...
Nawet pediatra, o dziwo, trzeźwo patrząca na świat babka, stwierdziła, że to paranoja i głupota, że muszę jeździć w kółko od lekarza do lekarza. Przy okazji zdążyła opowiedzieć mi o swoim synu, który jako dziecko też miał przerośnięty migdał i jak to określiła "był głuchy jak pień". Nie zdecydowała się na usunięcie i sam zniknął :/. Migdał! Nie syn!.
Na pocieszenie kazała mi nie wierzyć w cuda medycyny, bo wycięcie migdały nie spowoduje poprawy u mojej córki i na pewno nie zacznie po tym mówić i pewnie jej odrośnie, a tak w ogóle to .. cuda to tylko Bóg robi :/.
Pozbawiona zatem resztek wiary we współczesną medycynę, z uczuciem, że każdy chce na nas tylko zarobić, idę dalej...
Jutro wizyta u laryngologa, skierowanie do kolejnego szpitala i zobaczymy.
Show must go on...
:/
Komentarze
Prześlij komentarz