Wczoraj był słaby dzień...
Kto zna mnie bliżej, wie jak był on dla mnie ważny i jak się skończył., że chwilowo odebrał wiarę, siłę, nadzieję...Wie, ile czasu i wysiłku musiałam włożyć w coś, co się nie udało.
Ale od początku... może nie aż takiego początku bo nigdy nie skończyłabym tego posta :O.
Moja córka od jakichś 2 lat jest non stop chora, glut po kolana, ciągle kaszel, brak snu, duszności. Na początku myśleliśmy, że to przeziębienia, anginy. Brała tonę antybiotyków, inhalacji, syropów, Paracetamolu. Wszystko na nic.
Kolejna diagnoza-alergia!. Przecież to niemożliwe, żeby była ciągle chora. Tylko ona! w lato, w zimę, a reszta domu lata zdrowa. Tak! to na pewno alergia!. Na wizytę czekaliśmy kolejny rok, bo przecież testów nie wykonuje się małym dzieciom. A mała dalej chora...
W sierpniu tego roku, w końcu się doczekaliśmy testów, na których oczywiście nic nie wyszło! (nie licząc uczulenia na pyłki żyta, ale to jej raczej nie grozi, no chyba, że zechce brać udział w "Rolnik szuka żony" :P. No i zawsze może być "gluten free"- to takie modne...
Po latach leczenia i czekania na cud, trafiliśmy do laryngologa. Tam już nie było wątpliwości- trzeci migdał. W zasadzie każde kolejne pytanie lekarza utwierdzało mnie w tej diagnozie. Chrapanie, bezdech nocny, budzenie się w krzyku, próby łapania oddechu, ciągłe infekcje, pogorszony słuch- wypisz, wymaluj moja córka!. Badania uszu potwierdziły częściowy niedosłuch. Pogorszony słuch, tak ważny w jej terapii... :/. Pojawiła się nadzieja. Może zabieg jej pomoże? może zacznie mówić? spać?
Skierowanie do szpitala i poszukiwania szpitala, gdzie na zabieg na NFZ nie czeka się do późnej starości...
Chyba nie muszę dodawać, że takiego nie znalazłam :/?.
Decyzja padła- robimy zabieg prywatnie, a raczej "komercyjnie" :/ (śmiech na sali). Kolejne tygodnie mijały na czekaniu, badaniach, diagnozach, przygotowaniu i...tuczeniu ;) - do zabiegu dziecko musi mieć minimum 15 kg.
Po ostatnim tygodniu przed operacją, codziennie byłyśmy w przychodniach, na badaniach. Aż w końcu nadszedł piątek...Wyczekany piątek i spotkanie z anastezjologiem. Badania (płatne!) zrobione, wyniki piękne, dziecko zdrowe, torba spakowana, praca poinformowana, przedszkole i terapie zawieszone, faktura zamówiona ( 3000zł na zabieg zebrane), babcia do pomocy przy braciach w autobusie i...
OPERACJI NIE BĘDZIE!
Anestezjolog się nie zgodził, szpital się boi, odsyłają do innego, gdzie jest lepsza opieka, ale nie ma możliwości wykonywania zabiegów prywatnie... kolejne czekanie na cud... ile lat? 2 i pół? 3? Aż ogłuchnie? Aż infekcje spowodują zapalenie opon mózgowych?.
Skąd ta decyzja? Oficjalna wersja- bo w rodzinie był przypadek reakcji alergicznej na znieczulenie ogólne, a szpital nie ma oddziału intensywnej opieki dla dzieci (really? to dzieci się inaczej ratuje?!).
Niestety moim zdaniem, szanowna pani doktor przestraszyła się autyzmu :/. Tego, że, jak sama stwierdziła, "mała nie będzie współpracować", "bo autyzm to zmiany w układzie nerwowym, a znieczulenie też na nie wpływa".
Złość, to najdelikatniejsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy...
Bezsilność? zdecydowanie!
Co teraz? Nie wiem...show must go on.
Pytanie ile jeszcze? Ile jeszcze muszę przetrwać? Ile jeszcze znieść i wytrzymać?
Na tę chwilę, mówię PAS.
"Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam"...
Komentarze
Prześlij komentarz