Godzina 7 rano, pobudka, najmłodszy synek już stoi w łóżeczku i z zaspaną, uśmiechniętą buzią wyciąga do mnie swoje pulchne rączki. "Mamo, mamo", dobiega z łóżka starszego syna. Wstaję, przeciągam stare kości, biorę maluszka na ręce i idę po starszego. Wchodzimy do pokoju, wstawiam wodę na kawę, ścielę łóżka i idę obudzić córkę, śpi jeszcze smacznie w swoim pokoju. Pospiesznie krzątam się po kuchni, przygotowując śniadanie, mąż ubiera dzieci. Za chwilę wszyscy razem wyjdziemy z domu. Chwila ociągania, troszkę marudzenia i wreszcie z uśmiechniętymi buziaki pomachają mi rączką i wejdą do sali przedszkolnej pełnej ulubionych kolegów i koleżanek.
Godzina 16, kończę pracę i jadę po dzieci, korki, trudno. Jeszcze tylko szybkie zakupy i jesteśmy wszyscy w domu. W samochodzie wesołe, krzykliwe głosiki opowiadają mi o minionym dniu. Są okrzyki radości, zachwytu, szturchania i walki o ulubione zabawki. Teraz tylko kolacja, wieczorna kąpiel, krótka bajeczka i zasypiają smacznie w swoich łóżeczkach...
MAMOOOOO MAMOOOOOO, godzina 3 w nocy, MAMOOOO PICIU, płacze młodszy syn, zmieniam mu pieluszkę, podaję mleko i biegnę padnięta w stronę łóżka. Z pokoju obok, gdzie śpi córka z tatą dobiegają krzyki, słyszę płacz, histerię, zgrzytanie zębami. Tak będzie jeszcze 3-4 razy, aż ostatecznie o 6 rano maluch postanawia wstać i rozpocząć dzień. Godzina 6:30, z pokoju dobiega głos starszego syna, MAMO SIKU. Pędzę, wyciągam go z łóżka i prowadzę do łazienki. MAMO JAJO, MAMO PIĆ, MAMO MAMO MAMOOOOO, rozpoczyna się maraton skarg i zażaleń... Ścielę łóżka, zmieniam zasikane prześcieradła, myję 10 butelek po wypitym w nocy mleku.
Tak, moje dzieci śpią w łóżkach dla dzidizusiów- inaczej by w ogóle w nich nie spały, mają w nocy pieluchy mimo 3 i 2 lat, tak, piją niezliczone ilości mleka w nocy...tylko w nocy :/.
Biegam jak szalona po mieszkaniu, bo wszystko musi być na już, a najlepiej na wczoraj. Krzyki, żądania, żale. Ała! bije! krzyczą chłopaki, którzy cały dzień spędzają na walkach i ćwiczeniach MMA...
Godzina 8, biegnę obudzić męża, który jak zwykle od 3 i pół roku, nie przespał nocy. Z pokoju dobiega krzyk córki, która po bezsennej nocy, nie chce wstać z łóżka, krzyk chłopaków, którzy nie chcą zakładać butów. Jeszcze tylko 20 minut krzyku, ściągania i zakładania czapek i idziemy do samochodu.
To pewnie najpiękniejszy moment w ciągu dnia moich sąsiadów. Moment, kiedy wiedzą, że powtórka z rozrywki nie nastąpi szybciej, jak za 7 godzin. Odwożę malucha do żłobka, chętnie biegnie w ramiona cioć i macha mi na pożegnanie tłustą rączką. Teraz przedszkole syna, krzyk, zapieranie się nogami i domykanie na siłę drzwi od sali. Jeszcze tylko muszę odwieźć córkę i "wolność". Zakupy, sprzątanie, gotowanie, pranie i prasowanie. Tak mijają mi moje 4 godziny "wolności", czasu "dla siebie".
Godzina 14:00, jadę po syna, o 15ej mamy terapie, logopedę, SI. Córka ma większość zajęć w przedszkolu, z wyjątkiem poniedziałków i wtorków rano. O 16ej kończymy zajęcia i biegnę po córkę i małego. W przedszkolu specjalnym pustki, tylko moja biedna córcia siedzi i przegląda katalogi Avonu, w żłobku mój maluch stoi za bramką i z tęskną miną patrzy, jak wychodzi właśnie ostatni kolega. Wita mnie uśmiechem i rzuca się w ramiona, jakby chciał powiedzieć "myślałem, że już po mnie nie przyjdziesz"...
W samochodzie pełnym dzieci, krzyków i zmęczenia docieramy do domu, jest już po 17ej. Teraz 20 minut krzyków starszego syna, który po dniu pełnym wrażeń i emocji musi gdzieś i na kimś się "wyżyć". Do syna dołącza córka, zmęczona krzykiem, zazdrosna o uwagę skupioną na synu. Pół godziny ataku, histerii połączonej z autoagresją i...chwila ciszy, którą "umilają" nam znane dobrze piosenki..dzięki Ci Boże za Youtube'a i One Direction! (to nie żart!). Kolacja, kąpiel oczywiście w krzyku, nikt nie chce wychodzić, nie chce się wycierać, iść spać. Czasem się zastanawiam czemu jeszcze nikt nie nasłał na nas policji...
Godzina 19:00, starszy syn w łóżku, zasypia. Córka krzyczy i płacze bo nie chce zostać w swoim pokoju więc ktoś musi z nią leżeć aż zaśnie, mały, mimo tego, że wstał pierwszy, dalej buszuje w dużym pokoju z telefonem w ręku ogląda Crazy Frog (niestety wiem co to, a wy?)...płacz zmęczenia w końcu wygrywa...
Godzina 23:00...cisza...
nareszcie można...no właśnie co? na film za późno, na wyjście z domu też.
Pora spać, za 3 godziny pobudka...
dobra?noc
Komentarze
Prześlij komentarz